Hmmm... jeden wielki ból pleców. Zmiana pozycji przed zawodami zaowocowała najgorszym wynikiem, ledwo "doczłapałem się " przed Jankiem. Gdyby nie obietnica, że podczas nieobecnoścci Damiana pojadę giga, to zjechałbym na mega. Więc z niezliczoną ilością przystanków i rozciąganiem pleców pojechałem na giga. Czuć było, że "jadę" na szarym końcu przez ponad 40km minąłem jednego pechowca zmieniającego dętkę i jedna osoba minęła mnie na bufecie, a dalej nic - pełna kontemplacja przyrody i strzasznego bólu pleców. Miałem ze dwa razy chęć zejść, położyć się na trawie, by rozciągnąć plecy. I w takim stanie dojechałem do mety. Wiedziałem, że nowa pozycją zaowocuje bólem, ale nie sądziłem że aż takim. Na pocieszenie dla mnie wystarowaliśmy w nowym team'owych strojach. A propos: głupi to ma szczęście - wygrałem w tomboli koszulkę mazovii i multitool'a - to pewnie w nagrodę za zaciśnięte zęby na giga i pożyczenie pompki Michałowi na mega :)
Dziś nieplanowany niedzielny trening. Chciałem podświadomie przedłużyć "reścik" po Supraślu, a tu w nasze skromne KPN-owskie progi zawitał gość - Jarek. Kolejny Dampers, zatem trzeba ruszyć "zadek" i pokazać połacie "płaskiego jak patelnia KPN-u" :) Niewielka ilość czasu ograniczyła wycieczkę wyłącznie do kombinacji górek Damiana, naszych, niebieskiego na Starej Dąbrowie, pasemka Karpat wlączając Zamczysko. Mam nadzieję, że podobało się. Już szykujemy "zasadzkę" na Marka - oj asfaltu to on nie uświadczy :) chyba że w drodze Łowicz-Leszno Jarek stwierdził, że mam pozycję "jak diabeł na kosiarce", zatem po treningu mała korekta siodełka, mostek odwrotnie i maszyna wygląda jak rasowy ścigant, tylko ciekawe co na to moję plecy :)
Supraśl hmm... giga hmm... Niestety pokonało mnie - najgorszy wynik w mojej historii. Na poczatek zerwany łańcuch, gorączkowe szukanie spinki, pytanie "Który już sektor jedzie?" i pogoń, by zdążyć na rozjazd mega/giga. Dobre tempo i już czający się skurcz w granicach pierwszego bufetu, więc magnezik i dalej. Na rozjazd oczywiście zdążyłem, ale musiałem jeszcze poczekac 10 min. przed "mostkiem", TYM MOSTKIEM :) . Po zjechaniu na giga zacząłem się "delektować" samotnością dodatkowej 40 km trasy - to jest najpiękniejsze w maratonach. "Delektacja w pełni" a tu KTOŚ wyłączył mi zasilanie - na pewno był to jakiś złośliwy troll z Puszczy Knyszyńskiej, który stwierdził że jak już zakłóciłem jego spokój to On zrobi to samo. Złośliwiec gdzieś tak dobrze ukrył wtyczkę, że jej do końca maratonu nie mogłem znaleźć :) Dla mnie zaczęły się "schody" od 70km, tempo drastycznie spadło i pod górę "z buta". "... I w tak pięknych okolicznościach przyrody..." ukończyłem maraton ze 101,40km na liczniku. Damianowi i Czarkowi poszło znacznie lepiej - dołożyli mi 1,5h, a ja dołożyłem ostatniemu na trasie Jankowi jeszcze 50 min. Brawo Janek dałeś radę i to w jakim stylu - "z chirurgiem z tyłu ;)"
Delikatne rozkrecenie i poznanie pierwszych km maratonu w Supraślu. Piekna piaskownica się zapowiadała... Szybki powrót i żona do teatru Wierszalin na sztukę "Mort sade" - podobno niesamowita!!!